środa, 16 lipca 2014

Rozdział 4 ,,Parę niespodziewanych wydarzeń" #M

5 maj, 2014r.

 Ciocia została na noc w szpitalu. Była strasznie zmęczona, więc kazała nam iść do domu, bo chciała się wyspać. Mama z nami pojechała do domu i nigdzie nie wyjeżdżała. Nikogo nie było, więc nikt nie mógł się nami zaopiekować, ponieważ Ruggero został w szpitalu z ciocią. Pisałam w pamiętniku co się stało cioci, i jak strasznie niedojrzała jest mama. Nagle moje zapisywanie przerwał dzwonek do drzwi.
-Dzień dobry!
To był Jorge. Co on tu robi? Nie rozumiem, przecież chyba wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że chcę od naszego związku trochę odpocząć.
-Dzień dobry. - niestety, otworzyła mama. - Kim pan jest?
-Ja do Tini.
-Świetnie... Ale kim pan jest?
-Ah.. No tak, zapomniałem się przedstawić! Przepraszam, gdzie moje maniery. Witam, nazywam się Jorge Blanco i jestem chłopakiem pani córki. - powiedział grzecznie.
-Tini! Ktoś do ciebie! - krzyknęła mama.
Zeszłam na dół i ujrzałam Jorga z kwiatami i bombonierką.
-Wybacz mi. - powiedział Jorge.
Spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami. Już te oczy mnie rozczuliły. Tak błagały, bym mu przebaczyła. Potem pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się. I ja spojrzałam się na niego. Byliśmy ze sobą strasznie blisko. Nasz drugi pocałunek? Prawie. Oczywiście wszystko musiała zniszczyć mama.
-Martina Stoessel!
-Tak mamo?
-Do widzenia, chłopcze, mam do pogadania z córką. - rzuciła niemile mama do Jorga i zatrzasnęła mocno drzwi. Co ona z tym trzaskaniem?
-Ty się już całujesz? Nie wolno ci! Masz dopiero piętnaście lat!
-Szesnaście... - poprawiłam mamę. - Widzisz jak mnie znasz?
-Przepraszam... - mama pokręciła głowę i spuściła ją na dół.
-Nie wystarczy zwykłe "przepraszam". Mamo! Nie zdążę ci powiedzieć "cześć", a ty już jedziesz! Nie wiesz, czy się całowałam, czy mam chłopaka, nawet nie zapytałaś się mnie jak mi idzie w szkole! Dlaczego się do niego zwróciłaś z takim tonem? Nie powinnaś! To dla mnie bardzo ważna osoba! Ja... nie wierzę. Nie znam cię. Jesteś w domu raz na dwa miesiące! Ciocia zna każdy mój sekret, każde wykroczenie i każdy kontakt w telefonie! Ty - nic. Mercedes bardzo lubi Jorga. I wiesz co, zawsze, zawsze kiedy próbowałam ci coś o mnie powiedzieć ty mówisz ,,Kochanie później mi powiesz", ,,Kochanie, mam pracę" lub ,,Kochanie, następnym razem, bo jadę"! Poznałam Jorga rok temu i z nim jestem! Kocham go! A ty nic, zupełnie nic nie wiesz, przez swoją pracę i swoją głupotę!
-Martina!
-Co Martina? Co Martina? Nie mogę mieć swojego zdania? Ostatnie słowo należy do ciebie, rozumiem?
-Martina! Ciężko pracuję, by zarobić na ten dom, na twoją szkołę, ubrania, rzeczy. Płacę też za gaz, wodę... To trudne! Jeszcze z jednej wypłaty! Tak mnie serce boli, jak to mówisz! Mam rzucić pracę? Chcesz nie mieć domu? Martino...
-Rozumiem, że robisz to po to, by utrzymać naszą rodzinę. Ale ja też potrzebuję kogoś, z kim mogę porozmawiać o tym co się dzieje w moim życiu!
-W twoim życiu dzieję się teraz ja!
-Nieprawda! - porządnie krzyknęłam - Ty się nie dziejesz! Ty ciągle wyjeżdżasz. Póki nie zostawiłaś mnie z ciocią woziłaś mnie w te i z powrotem. Dopiero kiedy Lili się urodziła zaniosłaś nas do cioci. Ale potem znów w podróż, jak Lilianna miała 5 lat. I tak do zeszłego roku. Nigdy, nigdy się nie zaprzyjaźniałam. Tylko wtedy, kiedy podobało się to tobie. A teraz? Teraz mam studio, mam przyjaciół, mam dom. Stały dom. Mam Jorga, który jest przy mnie zawsze, kiedy na jego miejscu potrzebuję ciebie! TY jesteś tutaj problemem!
-Martino!... Przepraszam.
-Nie, nie. To ja przepraszam. Za dużo emocji. Za dużo powiedziałam. Przepraszam, nie chciałam..
-Nic się nie stało, ja też przepraszam.

  Przez naszą kłótnię mama nie usłyszała telefonu więc odebrała Lili
-Tak słucham?
-Pani Lodovico proszę szybko przyjechać do szpitala, wszystko wyjaśnimy jak pani przyjedzie.
Doktor rozłączył się.
-Mamo! Martina! Cioci się coś stało. Lekarz dzwonił. Musimy szybko jechać do szpitala!
Na ten krzyk mama zareagowała szybko. Zabrała ze stolika klucze, torebkę, odpaliła auto i... odjechała. Ale bez nas. Zdążyła jeszcze krzyknąć..

-Zostańcie w domu! Tak będzie bezpieczniej!
Zakurzyło się. Mama odjechała z piskiem opon i zniknęła za rogiem domu.
Ja i Lili stałyśmy jeszcze w drzwiach. Patrzyłyśmy na smog kurzu, który jeszcze nie znikł. 
-Nie ma lipy... Mama się odważyła.. - powiedziała Lili.
-Taa.. I nas zostawiła.
-Taa.. - powtórzyła Lili. - I nas zostawiła..
Popatrzyłam na Lili jednym okiem. Złapałam za portfel i telefon i wsadziłam je do torebki, złapałam szybko za rękę Lili i zamknęłam za sobą drzwi.
-Auu.. Co ty robisz?! Ręka, puść! Boli, boli..
-Nie marudź! Autobus nam za 5 minut odjedzie!
-A po co nam autobus?!
-Czy tobie wszystko trzeba wyjaśniać, Lili? Jedziemy!
-Gdzie?
-Do szpitala!

-Po co?
-Do cioci!
-Ale mama nam zabroniła!
-Ohh, Boże, Lili.. Cioci się coś stało, sama mówiłaś!
-No racja.. Dobra, biegnijmy! 
                        
                            ***
W szpitalu doktor siedział przy łóżku cioci. Jego mina nie wyrażała smutku ani współczucia. Patrzyłam z Lili przez okno w drzwiach. Mama podeszła do doktora. Ruggero też tam był. Miał minę bardziej uradowaną niż kiedykolwiek. Kiedy mama usłyszała wieść od doktora była tak podekscytowana jak nigdy. Nie wytrzymałyśmy. Weszłyśmy. Wbiegłyśny. 
-Co się stało?! - wykrzyczałam.
-Jestem w ciąży! - powiedziała zadowolona Mechi.
____________________________

Przepraszam, ze tak późno napisałam 4 rozdział. I co, jak najnowsze wiadomości? Może za niebawem napisze kolejne... Poprawiłam sie w opowiadaniach (Zostałam laureatką z konkursu przedmiotowego z Języka polskiego)! Dzięki za czytanie! Kocham, pa ! ❤️😘

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 3 ,,Wiecie, jak trudno jest znaleźć stałe szczęście?" #L


 -Słyszy mnie pani? - pytał się doktor. - Halo, czy mnie pani słyszy?
-Tak, tak, gdzie jestem? - odpowiedziała drżącym głosem Mechi.
-Jest pani na sali segregacji w szpitalu. - odpowiedział doktor.
-Co mi się stało?
-Zemdlała pani.
Nagle ciocię coś olśniło. Przypomniała jej się krótka scena. Jak jej siostra trzaska drzwiami. Pamiętała kłótnię. Potem już nic. Kompletnie nic.
-Jest ze mną coś poważniejszego, doktorze?
-Nie, nic takiego.
Ciocia zerwała się z łóżka. 
-Chwila, gdzie pani się wybiera?
-Martina! Lili! - krzyczała ciocia po całej sali.
Ale najpierw opiszmy salę. Sala była strasznie smutna - moim zdaniem, choć niektórzy mówili, że wprost rozpiera tam energia. Moim zdaniem w każdym szpitalu, na każdej sali pachnie smutkiem i śmiercią. Tak, niestety śmiercią. Ta sala była cała biała i miała kilka zielonych inicjałów. Tymi inicjałami były prześcieradła, przykrycia, półki i drzwi. Sala była wielka. No, nie strasznie wielka, ale większa niż taka, jaką pokazują często w serialach.
-Pani córki...
-To nie moje córki. To córki mojej siostry. Ja się nimi opiekuję.
-Dobrze. Dziewczynki są w poczekalni. Przywiozła je jedna pani. Przedstawiła się Lodovica Comello. To pani siostra?
-Lodovica...
Tu głos Mercedes zadrżał. Blondynka o kasztanowych oczach ponownie zemdlała. Obudziła się jednak dwa razy szybciej niż poprzednio. Leżała na sali obserwacyjnej, tym razem. Nagle do sali wbiegły dziewczynki. Lodovica nie mogła. Nie potrafiła. Zabrakło jej odwagi.
-Ciociu! - krzyknęłam.
Była blada. Zapytałam, co jej się stało, w końcu my byłyśmy w szkole. Z jej ust jednak wydobyło się jedno słowo, jedno imię. Imię mamy. Lodovica. 
-Mama jest w poczekalni. - powiedziała Tini.
-Zawołajcie ją... - wydobyła z siebie ledwo ciocia.

                                                                   ***
I w tym momencie przypomniała mi się jedna książka. Była o bohaterce, która miała na imię... Chyba Jessy. Nie wiem. Zapomniałam. Czytam za dużo książek. Jej tytuł, jej tytuł... A, no tak! Trudno znaleźć stałe szczęście. To był ten tytuł. Książka ta była o dziewczynce, która była sierotą. Szukała szczęścia. Trudno jej było znieść samotność. W jednej rodzinie była najdłużej półtora roku. Potem ją oddawali. A dlaczego? Bo była inna. Ale końcówka tej książki brzmi tak:

,, -Gdzie moja matka?
   -Jessy, co ty bredzisz, ona od tylu lat nie żyje!
   -Zawołajcie ją... "

Książka ta zakończyła się smutno. Mianowicie, niestety śmiercią. Mam 10 lat, a czytam takie książki... Mam 10 lat, a już tyle wiem o życiu... Ale wróćmy na salę obserwacyjną.

                                                                 ***
Ciocia leżała czekając na mamę.
-Dziewczyny, ja... nie mogę. - popłakała się mama.
-Musisz...
-Nie mogę. Nie potrafię. Przepraszam.. - uciekła mama.
Dorosła? Niezupełnie...
_______________________________________________________
Tak wiem, ten rozdział jest smutny, ale w każdej książce (czy to internetowej, czy też nie) musi być smutny rozdział. Zmartwię Was, będzie więcej takich rozdziałów :( Jak pewnie zauważyliście narratorem w tym rozdziale jest Lili. Tytuł wzoruje się na "wymyślonej" książce Lili.
Czytajcie dalej :* XOXO :) Buźka :)


Dla niewiedzących :D - XOXO znaczy uściski, całuski, czy jakoś tak ☺

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 2 ,,Przyjazd, szkoła, Jorge..." #M

4 maj, 2014r.

 Był poniedziałek. Trochę chłodno. Godzina szósta nad ranem. Wszystkiego dość. Tak, to na pewno poniedziałek.

*Dryyyyń*

,,Głupi budzik" - pomyślałam.
Radowała mnie tylko myśl taka, że idę do Studia, a nie do szkoły jak Lili. Ale i tak miałam tam normalne zajęcia. Matematyka, geografia, biologia... no i muzyka, oczywiście.
Ubrałam się w szlafrok, założyłam kapcie z wełenki i potargana z nieświeżym oddechem zeszłam na dół. Tam czekało na mnie śniadanie. Znaczy nie całkiem na mnie.
-A ty jeszcze nie gotowa? - usłyszałam Mechi.
Odsłoniłam włosy, ziewnęłam, przeciągnęłam się i zobaczyłam.. Mechi, Lili, Ruggera. I o dziwo wszyscy przebrani elegancko. Włosy ułożone, buty wyczyszczone. Stół nakryty z posiłkami. Smacznymi posiłkami..
-No, nie. - odpowiedziałam Mechi.
-To szybko! 
Poszłam na górę, wszystko po kolei. Zeszłam gotowa, jednak nadal zaspana.
-Twoja mama dziś przyjeżdża! - krzyknął Ruggero.
-Nasza.. - szepnęła Lili.
-Ale my idziemy do szkoły.. - zdziwiłam się.
-Nie! Będę czekała na mamę! - krzyknęła Lili.
-Nie słońce. Nie możesz opuszczać szkoły. - powiedziała Mercedes.
-Och.. W porządku. POCZEKAM w szkole.
-My poczekamy, zbieramy się Lili, za piętnaście ósma. Chodź, idziemy do szkoły. - powiedziałam do Lili.
W wejściu do Studia czekał na mnie uradowany Jorge. Miał minę tak bardzo zadowoloną, że zaśmiałam się na jej widok. Ale potem posmutniałam. Jednak Jorge cieszył się z czegoś jak dziecko z lizaka. Ominęłam go jednak szerokim łukiem. Nagle i on posmutniał. Wszedł za mną do Studia, złapał za rękę i zapytał się:
-Co ci jest? Coś taka niezadowolona jesteś.
-Nic, nic.. Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się (jednak udawałam gorzej uśmiech niż kiedykolwiek).
-Naprawdę, co się stało? Już ci nie leżę? Na mój widok zrobiłaś się smutna. Coś zrobiłem? - spytał się mnie.
-Nie nic, wiesz co, skoro nie chcesz ze mną być, to po co się pytasz? 

-Co?! - krzyknął Jorge.
-To. Mówiłeś Brad'owi że..
-Brad, wszystko jasne. On chce mi cię zabrać. Tini, kocham cię i nigdy bym czegoś takiego nie zrobił, chyba wiesz!
-Nie mogę mieć takiej pewności. Czemu Brad miał by to robić?
-Bo chce mi cię zabrać! Mówiłem!
-Ale dlaczego?
-Jesteś ładna, urocza..
-I jak znam życie, chce ci dokopać, to właśnie powiesz. Jorge, proszę cię, nie kłam!
-Naprawdę nie kłamię!
-Doprawdy? Brad!
Przechodził akurat Brad, więc go zawołałam.
-Martina, nie bądź naiwna, on ci przecież w twarz tego nie powie!
-Mhm, to niech powie w brzuch. Brad, chodź! 
-Co się stało? - zapytał Brad.
-Stary, ja ci powiem co się stało! Zadzwoniłeś wczoraj z wieścią do Tini, że ją zostawiam. Zebrało ci się na kłamanie? - krzyknął Jorge.
-Po pierwsze, nie STARY!
-Po pierwsze, będę cię nazywać jak będę chciał! 

-Chłopaki, dość! Dość! - krzyknęłam i uciekłam.
-Tini! - powiedzieli za mną oboje.
Nie mogłam zwiać z zajęć, ale nic mnie nie obchodziło. Nawet to, że zostawiłam otwartą szafkę w szkole.. zaraz, szafka, książki.. Mój pamiętnik! Biegnę ile da się w nogach.
Kiedy wróciłam do Studia moja szafka była nadal otwarta, był pamiętnik i..
-Martino Stoessel! - dyrektor! 
-T.. Tak?
-Możesz mi powiedzieć, dlaczego wbiegłaś do szkoły jak poparzona, spóźniłaś się na lekcje i chcesz już wychodzić?
-N.. nie, nie, nie o to chodzi. Ja .. po prostu..
-Dzwonie do twojej mamy!
-Mama stewardessa.
-W takim razie do.. ee.. pomóż?
-Ciotki.. - wymruczałam.

-Właśnie! Dzwonie do twojej ciotki!
-Dobrze..
-A teraz marsz na lekcje! Już ten jeden raz cię usprawiedliwię. Powiedz, że musiałaś mi w czymś pomóc. W gabinecie, liczyłaś ze mną fundusze szkoły!
-Dobrze.. dużo liczenia - uśmiechnęłam się i rzuciłam żarcikiem.
Pobiegłam do klasy. Okazało się, że mam polski.
-Martina! Gdzieś ty była? Mieliśmy powtórzenie!
-Ja... Pomagałam dyrektorowi w liczeniu.. f.. f.. f-czegoś tam szkoły.
-Funduszy.. dobrze, siadaj.

 A tymczasem w domu..
-Lodo..! 
-Lodovica!
-Kochana!
-Wreszcie!
-Nie mogliśmy się doczekać.
Mama została wycałowana przez Mechi i Ruggera.
-Wróciłam! I długo nie wyjadę.. może za tydzień, może za trzy dni!
-Tak, bardzo długo. Przynajmniej, nie przyjechałaś tylko na obiad.

Kocham mamę, owszem. Jednak to z ciocią mam lepsze relacje. Mama ciągle gdzieś wyjeżdża. Nie zdążę jej powiedzieć ,,cześć" , a ta już jedzie. Widuję ją raz na dwa miesiące, bo zatrzymuje się w hotelach. Dobrze jej płacą, jednak chciałabym, żeby rzuciła tę pracę.
-No, Lodo, siadaj, obiad stygnie! (była godzina ok. 14.00-14.30)
-Nie, ja jadę!
-Gdzież znowu jedziesz?
-Do hotelu, tam się zatrzymam, nie będę przecież siedzieć Wam na głowie!

-Lodo, słyszysz co mówisz? To twój dom..
-No, nie całkiem. Przepisałam go na ciebie.
-Jak to? Nie możesz już tu mieszkać? Ale ja.. jak ja będę płacić rachunki? Jestem bezrobotna, a wypłata Ruggera nie starczy na ten dom! Woda, gaz, ciepło, dach nad głową! To za dużo! Jeszcze szkoła dziewczynek! Za Studio dużo się płaci, sama wiesz!
-Spokojnie! Ja będę za to płacić.
-Ooh.. - Mechi otarła czoło z potu, w końcu nagadała się bardzo szybko bez żadnego oddechu. - To już lepiej. Ale, w hotelu? Całkiem sama?
-Nie całkiem sama. Poznałam miłego pana wczoraj, pozwolił mi u niego zamieszkać.. Miałam ci nie mówić.
-Lodo! Oszalałaś? Jeden dzień go znasz i już chcesz u niego zamieszkać? Czemu mnie okłamałaś.. Oj, Lodovica!
-Spokojnie..!
-Jak mam być spokojna? A dziewczynki? Mają mieć drugiego ojca?! Pogadałaś z nimi na ten temat?
-Nie, one tu dużo do powiedzenia nie mają!
-Mają, mają. - ciocia ustała ze ścierką w rękach, biedna, zdenerwowana, zapocona ciocia.
-Oj, siostruś! - mama elegancka (w przeciwieństwie do Mechi) stała prosto, z torebką w obu rękach. Była speszona.
-Co? To dla ciebie normalne? Ruggero! 
-Tak?
-Czy dla ciebie normalne jest wprowadzanie się do kogoś, kogo zna się zaledwie jeden dzień?
-Nie.
-No właśnie! Możesz iść, kotku! - coraz bardziej unosiła się ciocia. - To nie jest normalne! Bądź u nas!
-Nie! Nie rozumiesz że nie? Idę, wychodzę, do widzenia!
Mama zatrzasnęła za sobą drzwi.

Cioci poleciała pierwsza łza, zrozumiała, że pokłóciła się ze swoją siostrą. Jedyną siostrą. To takie przykre. Oczy zaszły jej mgłą i upadła, tak, zemdlała.
______________________________________________________

Na dziś to tyle. A, no i oto chodziło w tym, że ,,otarła się o śmierć biegnąc za Lodo". ,,Bieg" to tak naprawdę nie bieg, tylko zwykła kłótnia. Co się stanie z Mechi? A co z Lodo? Czy się pogodzą? Czytajcie dalej, a się dowiecie :* Podoba się jak na razie? Zostaw komentarz, to dużo dla mnie znaczy.

piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 1 ,,Życia nie pokolorował Disney" #M


 Kiedy wróciłam do domu ciocia czekała przy drzwiach. Zanim weszłam do domu co chwilę patrzyła na zegarek. Nie domyślała się, że wyszłam tylko na chwilę, myślała, że uciekłam. Poza tym nic nie mówiąc..

-Gdzie ty byłaś!? - spytała mnie ciocia Mercedes.
-Ciociu Mechi..
-Oj! Nie Mechi! Mercedes! Albo mów do mnie tylko ciociu! - krzyknęła na mnie "ciocia".
-No bo, ciociu, poszłam do Jorga.
-Aha, a w jakiej sprawie? - ciocia coraz bardziej zdenerwowana tupała mocno nogą.
-Bo ciociu Mechi, Tini poszła po to.. - nie dokończyła Lili (w sumie dobrze, bo nie chciałam mówić cioci, że poszłam w sprawie jakiegoś durnego liścika - tak by to ujęła ciocia).
-Nie z tobą rozmawiam! - krzyknęła ciocia na Lili.
-No, poszłam, bo.. wzięłam przez przypadek jego książkę od biologii..
-No? I co z tym związanego?! - zapytała znów ciocia.
-No, to że musiał odrobić pracę domową.
-Nie mógł po południu jej zabrać?
-No, nie koniecznie. Bo po południu jedzie do babci na obiad. Jego babcia ma dziś.. urodziny.. - wahałam się co powiedzieć.
-Dobra, jesteś usprawiedliwiona!
Lili w nieodpowiednim momencie się wtrąciła:
-Mogę teraz coś powiedzieć? - zapytała Lili
,,Niee.. proszę".. - pomyślałam.
-Tak, kochanie. - powiedziała ciocia.
,,Mam przechlapane!" - mówiłam sobie.
-No, bo Martina tak naprawdę poszła do Jorga, bo..
-Zamknij się, Lili! - wrzasnęłam.
-Tini, co to za wykroczenie?! Nie krzyczy się na siostrę!
Wtedy wiedziałam że mam bardziej przechlapane, niż wtedy, kiedy Lili by na mnie naskarżyła.
-Idź do pokoju! Kończymy tę rozmowę! - krzyknęła ciocia Mechi i zasunęła drzwi od kuchni.
Lili zaczęła chichotać.
-Z czego się śmiejesz? - przycapnęłam na krześle w kuchni.
-Z niczego.. - chichotała dalej.
-Jak to z niczego? Z czegoś musisz! Z tego, że mi się dostało? - zapytałam.
Lili wybuchnęła śmiechem i pobiegła do pokoju po drodze mówiąc cioci, że nie może przestać się śmiać.
Wtedy wiedziałam, że na nikogo nie mogę już liczyć. Nikogo poza Jorgem. Ale do niego nie mogłam iść.
-Zaraz, przecież mogę do niego zadzwonić.. - szepnęłam.
Uciekałam do swojego pokoju tak, aby ciocia mnie nie usłyszała. Udało się!
Wybrałam numer na telefonie, już miałam dzwonić, nagle dzwoni do mnie... Brad.
-Tak? Słucham?
-Cześć, jak dzisiejszy poranek? - zapytał się Brad.
-No.. dobrze.. Ale, skąd ty masz mój numer? - spytałam.
-Mam swoje sposoby. - odpowiedział Brad. - co porabiasz?
-Miałam dzwonić do Jorga. - wolałam być szczera.
-Ahh.. No tak, Jorge. Nie wiem czy ci to powiedzieć. - Brad był rozkojarzony.
-Co? Mów!
-Bo Jorge zadzwonił do mnie, że mogę sobie Ciebie wziąść, bo on, jakby nie chce, już z Tobą być..
-Jak to? Ale czemu? Jeszcze dzisiaj rano u niego byłam! Podrzucił mi liścik. Nalepił na pamiętnik! Poszłam do niego!
Tutaj tą część rozmowy podsłuchała ciocia.
-Oddaj mi telefon! - wrzasnęła ciocia.
-Poczekaj.. - szepnęłam do Brada.
-Oddaj mi telefon, komputer i tablet. Oddawaj! - krzyknęła na mnie Mechi.
-Ale ciociu!
-Ala to takie żeńskie imię. Oddaj!
-Czemu musisz niszczyć mi życie! Mam ważną sprawę!
-Ważniejszą od powiedzenia mi prawdy?! Martina!
-Jakiej prawdy? - zapytałam, choć wiedziałam o co chodzi..
-O liście! Czemu mi nie powiedziałaś?
-Bo byś była zdenerwowana! - odkrzyknęłam.
-Teraz też jestem! Kłamstwa mają krótkie nóżki kochana!
-Proszę cię, jedno, maleńkie kłamstewko a ty już w krzyk!
-Skąd mogę wiedzieć że więcej razy mnie nie okłamywałaś? - zapytała ciocia.
-Bo nie okłamywałam! - zaczęły mi się kręcić łzy w oczach.
-Skąd mogę mieć taką pewność? Nie możesz się już spotykać z przyjaciółmi! Jorge też się liczy!
-Wyjdź! - krzyknęłam na ciocię.
-Dobrze.
Pierwsza łza poleciała tak szybko, jak kropla deszczu z chmur. Pierwszy raz krzyknęłam tak mocno na ciocię, że widziałam zawiedzenie na jej twarzy. Nie chciałam okłamać Mercedes. Samo jakoś tak wyszło. Teraz nie wiem o co chodzi z Jorgem. Życie jest trudniejsze, jak się kłamie. W tym momencie się o tym przekonałam. Ale co ja miałam zrobić? Próbowałam się wymknąć. Ale się powstrzymałam. Patrzyłam przez okno, czy nie ma Jorga, ale na darmo. 
___________________________________________________

Na dzisiaj to tyle ;) O co chodzi z Jorgem ? Dowiedzcie się w dalszych rozdziałach! ♥

czwartek, 27 lutego 2014

Prolog ♥ #M

3 maj, 2014r.

 Był ciepły, słoneczny, majowy poranek w Buenos Aires. Złota kula ogrzewała każdego Argentyńczyka. Dzień był jednym z piękniejszych w tym roku. Na dworzu było słychać krzyczące dzieciaki. Ledwie wstałam, usłyszałam jak ktoś woła do okna mojego pokoju: ,,Martina! Wyjdziesz! Taki ładny dzień, nie marnuj go! Chodźmy do parku!" itp.
Ja jednak na to nie reagowałam, tylko chciałam zacząć zapisywać w pamiętniku początek swojego dnia. Już się zaczął pięknie, ciekawe jak się skończy. Albo nie! Nie, niech ten dzień się nie kończy, niech trwa wiecznie!
Była to niedziela, więc każdy w domu jeszcze spał. Tylko ja miałam zwyczaj "rannego ptaszka". No, czasem nie ;)
Zaczęłam szturchać ręką wszystko, co stoi na biurku, poszukując "po omacku" pamiętnika. Jednak nigdzie nie mogłam go znaleźć! Oczywiście, z niechętą, wstałam by go poszukać. Nie było go nigdzie. W garderobie - nie, w szufladzie - nie, w torbie - nie! Szukałam wszędzie. W końcu przypomniało mi się, że wczoraj pisałam w nim w kuchni i może tam go zostawiłam..

Wbiegłam do kuchni, szukałam. Znalazłam! Tak, leżał obok piekarnika za pudełkiem na ciastka. Na nim była naklejona karteczka:

                                               ,,Jeśli przeczytam, stracę Twoje zaufanie,
                                                            Jeśli nie, pogrążę się"


-Czemu się pogrąży? - szepnęłam. - Jooorge! - tym razem krzyknęłam.
Nagle podeszła do mnie Lili i mnie szturchnęła.
-Co ci? - zapytała się mnie Lili.
-Był tu dzisiaj Jorge? - spytałam się Lili.
Ona westchnęła. 
-Nie, nie było go tu. Był tu B.. B.. B..? Podpowiesz?
-Brad?!
-Nie! Broduey! Właśnie!
-Broudwey? A co on chciał?
W tej samej chwili przypomniało mi się że Broudwey był jednym z lepszych kumpli Jorga. Zabrałam ze sobą pamiętnik, kartkę włożyłam do niego, ubrałam się i wyszłam. Tak, do Jorga.
*Pukanie*
-Dzień dobry, Martinuś! Wejdź proszę!
Mama Jorga była bardzo ciepłą, a jakże miłą kobietą. Powiedziała mi, że Jorge jest na górze, i że gra na gitarze. Poczęstowała mnie ciastem, które przed chwilką upiekła i zaprowadziła mnie do jego pokoju.
Jorge grał jakąś piękną melodię.
-Co to za melodia? - zapytałam.
-Melodia dla Ciebie. - szepnął Jorge.
Zaczął śpiewać.

,,Quiero mirarte
 Quiero sonarte
 Vivir contigo cada instante
 Quiero abrazarte
 Quiero besarte
 Quiero tenerte junto a mi
 Pues amor es lo que siento.
 Eres todo para mi."

-Jakie to śliczne, Jorge! - uśmiechnęłam się.
Czułam, że pojawiają mi się na twarzy rumieńce..
-Może nagrodzisz mnie czymś? - zapytał słodko Jorge.
Byliśmy ze sobą bardzo blisko, tak blisko, że jakbym otworzyła usta on zobaczył by moje gardło :)
-Ależ! Przypomniało mi się po co przyszłam! - krzyknęłam, gdy mieliśmy się już pocałować.
Jorge trochę z zawiedzioną miną skulił się, odłożył gitarę, i wzdychając powiedział:
-Po co?
-To ty zleciłeś Broudwey'owi nalepić tą karteczkę? Jest ona w Twoim imieniu? No bo chyba nie w Broudweya, co?
-Zadajesz za dużo pytań na raz, Tini! 
-Ale odpowiedz!
-Tak, to ja.
-Po co chcesz czytać mój pamiętnik? - zapytała zawodzącym głosem Martina.
-No, nie wiem. Padło na umysł i zostało. Nie chcący.
-Nie chcący? Jorge! Przecież mój pamiętnik to moja prywatność! Nie możesz tego czytać!
-Wiem, i nie chcę przeczytać. Kocham cię, Tini.
I tu znów mieliśmy się pocałować, gdy nagle zadzwonił mój telefon.
,,Co znowu?!" - pomyślałam.
-Martina! Wracaj szybko do domu! Ciocia się martwi! Pójdziesz do Jorga kiedy indziej! - krzyknęła przez telefon Lili.
-Dobrze, już wracam.

______________________________________

Na tym kończy się nasz prolog. Zdecydowałam się na Jortini, bo wahałam się, czy nie wybrać Leonettę. Ale jak napisałam, że bohaterką jest Tini, wybrałam Jortini ♥

                        ,,Miłość wybaczy ci wszystko!"


Zaciekawiło cię? Czytaj dalej!











Witajcie!

Znaleźliście się na moim 5 blogu (w tym 2 o Violetcie). Będę tu zapisywała opowiadania :) One są wymślone przeze mnie. Z nikąd ich nie ściągnęłam. Za chwilkę pojawi się prolog, ale najpierw trochę opowiem Wam o całej "Blogowej książce" w której narratorem jest Martina, a czasem Lili. Do każdego rozdziału jest dopisane #M lub #L . Dzięki temu rozpoznacie, kto w danym rozdziale jest narratorem :)

Najpierw trochę o bohaterach.

1. Mechi - ciotka Lili i Martiny, która za wszelką cenę chce, by wszystko na co czeka się udało. Czasem jednak nie wie, jak wielka jest ta cena. Otarła się o śmierć biegnąc za Lodo. Lodo to jej siostra rodzona. Gdyby nie Mechi, opowiadanie skończyło by się tragicznie na 3 rozdziale. Wszystko w nim będzie :)

2. Lili - córka Lodovici. Pogodna, sympatyczna i entuzjastyczna 10-latka, która na każdej twarzy zostawia po sobie ślad - uśmiech. Dobrze się uczy, jednak jej wymagania co do nauki są wielkie. Wszystkiego musi się nauczyć tak dobrze, żeby się ani razu nie zająknęła. Nawet jeśli trzeba by było wyrecytować 500 stronicową książkę. Poza tym nigdy się nie poddaje.

3. Martina - nastoletnia, druga córka Lodo. Ma 16 lat. Jej uśmiech często jest udawany. Ma jedną najlepszą przyjaciółkę - swoją siostrę, Lili. Poza tym uwielbia spędzać czas z Cande! I ze swoją ciocią, Mechi. Martina zakochała się w 2 chłopakach. Jeden docenia jej względy, a drugi nie wie o jej istnieniu. Co zrobi Martina żeby przypodobać się Bradzie? A może zostanie u boku Jorga, który docenia jej zalety i który będzie walczył o ich miłość?
4. Lodo - mama Martiny i Lili. Jest stewardessą, i rzadko jest w ich rodzinnym mieście - Buenos Aires. Kocha swoje córki, bardziej niż cokolwiek, ale przez to że podróżuje zostawiła je u swojej siostry, Mechi.

5. Ruggero - chłopak Mechi. Zamierzają się pobrać, ale nie wiedzą jak się do tego zabrać. Poza kilkoma rozdziałami rzadko pojawia się w opowiadaniu.

6. Xabani - ojciec Lili i Martiny. Odszedł od nich gdy Lili nie było jeszcze na świecie. Dzieci niestety nie mają kontaktu z ojcem. Może kiedyś go odnajdą?

To chyba tyle :)
Czas wydarzeń będę zapisywała w poście :) Np.

Rozdział 1
3 maj, 2014 rok

Był ciepły, słoneczny, majowy dzień [...]

To tak naprawdę będzie w prologu :)
Ah! No tak! Przegapiłam najważniejsze! Całą rodzinę łączy muzyka. Każdy uwielbia śpiewać! Ale kto i jak śpiewa dowiecie się w dalszym ciągu. Cześć ;)