środa, 16 lipca 2014

Rozdział 4 ,,Parę niespodziewanych wydarzeń" #M

5 maj, 2014r.

 Ciocia została na noc w szpitalu. Była strasznie zmęczona, więc kazała nam iść do domu, bo chciała się wyspać. Mama z nami pojechała do domu i nigdzie nie wyjeżdżała. Nikogo nie było, więc nikt nie mógł się nami zaopiekować, ponieważ Ruggero został w szpitalu z ciocią. Pisałam w pamiętniku co się stało cioci, i jak strasznie niedojrzała jest mama. Nagle moje zapisywanie przerwał dzwonek do drzwi.
-Dzień dobry!
To był Jorge. Co on tu robi? Nie rozumiem, przecież chyba wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że chcę od naszego związku trochę odpocząć.
-Dzień dobry. - niestety, otworzyła mama. - Kim pan jest?
-Ja do Tini.
-Świetnie... Ale kim pan jest?
-Ah.. No tak, zapomniałem się przedstawić! Przepraszam, gdzie moje maniery. Witam, nazywam się Jorge Blanco i jestem chłopakiem pani córki. - powiedział grzecznie.
-Tini! Ktoś do ciebie! - krzyknęła mama.
Zeszłam na dół i ujrzałam Jorga z kwiatami i bombonierką.
-Wybacz mi. - powiedział Jorge.
Spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami. Już te oczy mnie rozczuliły. Tak błagały, bym mu przebaczyła. Potem pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się. I ja spojrzałam się na niego. Byliśmy ze sobą strasznie blisko. Nasz drugi pocałunek? Prawie. Oczywiście wszystko musiała zniszczyć mama.
-Martina Stoessel!
-Tak mamo?
-Do widzenia, chłopcze, mam do pogadania z córką. - rzuciła niemile mama do Jorga i zatrzasnęła mocno drzwi. Co ona z tym trzaskaniem?
-Ty się już całujesz? Nie wolno ci! Masz dopiero piętnaście lat!
-Szesnaście... - poprawiłam mamę. - Widzisz jak mnie znasz?
-Przepraszam... - mama pokręciła głowę i spuściła ją na dół.
-Nie wystarczy zwykłe "przepraszam". Mamo! Nie zdążę ci powiedzieć "cześć", a ty już jedziesz! Nie wiesz, czy się całowałam, czy mam chłopaka, nawet nie zapytałaś się mnie jak mi idzie w szkole! Dlaczego się do niego zwróciłaś z takim tonem? Nie powinnaś! To dla mnie bardzo ważna osoba! Ja... nie wierzę. Nie znam cię. Jesteś w domu raz na dwa miesiące! Ciocia zna każdy mój sekret, każde wykroczenie i każdy kontakt w telefonie! Ty - nic. Mercedes bardzo lubi Jorga. I wiesz co, zawsze, zawsze kiedy próbowałam ci coś o mnie powiedzieć ty mówisz ,,Kochanie później mi powiesz", ,,Kochanie, mam pracę" lub ,,Kochanie, następnym razem, bo jadę"! Poznałam Jorga rok temu i z nim jestem! Kocham go! A ty nic, zupełnie nic nie wiesz, przez swoją pracę i swoją głupotę!
-Martina!
-Co Martina? Co Martina? Nie mogę mieć swojego zdania? Ostatnie słowo należy do ciebie, rozumiem?
-Martina! Ciężko pracuję, by zarobić na ten dom, na twoją szkołę, ubrania, rzeczy. Płacę też za gaz, wodę... To trudne! Jeszcze z jednej wypłaty! Tak mnie serce boli, jak to mówisz! Mam rzucić pracę? Chcesz nie mieć domu? Martino...
-Rozumiem, że robisz to po to, by utrzymać naszą rodzinę. Ale ja też potrzebuję kogoś, z kim mogę porozmawiać o tym co się dzieje w moim życiu!
-W twoim życiu dzieję się teraz ja!
-Nieprawda! - porządnie krzyknęłam - Ty się nie dziejesz! Ty ciągle wyjeżdżasz. Póki nie zostawiłaś mnie z ciocią woziłaś mnie w te i z powrotem. Dopiero kiedy Lili się urodziła zaniosłaś nas do cioci. Ale potem znów w podróż, jak Lilianna miała 5 lat. I tak do zeszłego roku. Nigdy, nigdy się nie zaprzyjaźniałam. Tylko wtedy, kiedy podobało się to tobie. A teraz? Teraz mam studio, mam przyjaciół, mam dom. Stały dom. Mam Jorga, który jest przy mnie zawsze, kiedy na jego miejscu potrzebuję ciebie! TY jesteś tutaj problemem!
-Martino!... Przepraszam.
-Nie, nie. To ja przepraszam. Za dużo emocji. Za dużo powiedziałam. Przepraszam, nie chciałam..
-Nic się nie stało, ja też przepraszam.

  Przez naszą kłótnię mama nie usłyszała telefonu więc odebrała Lili
-Tak słucham?
-Pani Lodovico proszę szybko przyjechać do szpitala, wszystko wyjaśnimy jak pani przyjedzie.
Doktor rozłączył się.
-Mamo! Martina! Cioci się coś stało. Lekarz dzwonił. Musimy szybko jechać do szpitala!
Na ten krzyk mama zareagowała szybko. Zabrała ze stolika klucze, torebkę, odpaliła auto i... odjechała. Ale bez nas. Zdążyła jeszcze krzyknąć..

-Zostańcie w domu! Tak będzie bezpieczniej!
Zakurzyło się. Mama odjechała z piskiem opon i zniknęła za rogiem domu.
Ja i Lili stałyśmy jeszcze w drzwiach. Patrzyłyśmy na smog kurzu, który jeszcze nie znikł. 
-Nie ma lipy... Mama się odważyła.. - powiedziała Lili.
-Taa.. I nas zostawiła.
-Taa.. - powtórzyła Lili. - I nas zostawiła..
Popatrzyłam na Lili jednym okiem. Złapałam za portfel i telefon i wsadziłam je do torebki, złapałam szybko za rękę Lili i zamknęłam za sobą drzwi.
-Auu.. Co ty robisz?! Ręka, puść! Boli, boli..
-Nie marudź! Autobus nam za 5 minut odjedzie!
-A po co nam autobus?!
-Czy tobie wszystko trzeba wyjaśniać, Lili? Jedziemy!
-Gdzie?
-Do szpitala!

-Po co?
-Do cioci!
-Ale mama nam zabroniła!
-Ohh, Boże, Lili.. Cioci się coś stało, sama mówiłaś!
-No racja.. Dobra, biegnijmy! 
                        
                            ***
W szpitalu doktor siedział przy łóżku cioci. Jego mina nie wyrażała smutku ani współczucia. Patrzyłam z Lili przez okno w drzwiach. Mama podeszła do doktora. Ruggero też tam był. Miał minę bardziej uradowaną niż kiedykolwiek. Kiedy mama usłyszała wieść od doktora była tak podekscytowana jak nigdy. Nie wytrzymałyśmy. Weszłyśmy. Wbiegłyśny. 
-Co się stało?! - wykrzyczałam.
-Jestem w ciąży! - powiedziała zadowolona Mechi.
____________________________

Przepraszam, ze tak późno napisałam 4 rozdział. I co, jak najnowsze wiadomości? Może za niebawem napisze kolejne... Poprawiłam sie w opowiadaniach (Zostałam laureatką z konkursu przedmiotowego z Języka polskiego)! Dzięki za czytanie! Kocham, pa ! ❤️😘